^powrót na początek
Poniżej przedstawiamy szczegółowy opis kilku bardzo ważnych epizodów z historii naszej jednostki, które osobiście spisał nasz śp. druh Naczelnik Szczepan Deryło.
1. Wielki pożar jaki wybuchł w dniu 8.09.1924 w Lipinach na "Oderwie", który był bezpośrednią przyczyną powstania dwa lata później naszej jednostki był gaszony przez OSP Biszcza. Jednostka z Biszczy na akcję przywiozła ze sobą pompę ręczną oraz beczkowóz (sprzęt wysokiej klasy i bardzo rzadko spotykany w owych czasach), jednak w ocenie dh Szczepana na niewiele się to zdało gdyż spaleniu uległo 27 gospodarstw.
2. W czasie wojny, gdy Niemcy wkroczyli na tutejsze ziemie, natychmiast w Tarnogrodzie zorganizowali odprawę, na którą obowiązkowo mieli stawić się naczelnicy z pobliskich jednostek OSP. Z ramienia naszej straży do Tarnogrodu udał się Józef Sarzyński. Na odprawie, okupant przekazał strażakom informację, że jeżeli wybuchnie jakiś pożar to poszczególne jednostki OSP mają obowiązek stawić się na miejscu zdarzenia. Gdy już przybędą na miejsce mają ustawić się w szeregu i czekać na zgodę Niemców aby mogli ruszyć do akcji gaśniczej. Jeżeli takiej zgody nie będzie to mają stać w szeregu do odwołania. Jak to relacjonuje dh Szczepana właśnie taka sytuacja miała miejsce podczas pożaru w Łazowie kiedy to nasi strażacy udali się do akcji ale nie otrzymali zgody okupanta na podjęcie działań i stali w szeregu na polu patrząc na pożar.
3. Szczepan Deryło brał bezpośredni udział w akcji gaśniczej podczas pacyfikacji Potoka Górnego i w swoich zapiskach relacjonuje to w następujący sposób: 19 grudnia 1943 roku o godz. 6 rano lipińscy strażacy 4 furmankami udali się gasić pożar w Potoku Górnym. Po przybyciu na miejsce ówczesny naczelnik dh Józef Sarzyński podszedł w pobliże pożaru aby ocenić sytuację. Nagle, naprzeciw niemu wyszło dwóch uzbrojonych osobników - byli to Ukraińcy. Naczelnik zaczął składać im meldunek o gotowości do podjęcia działań ratowniczych. Mężczyźni nie pozwolili mu nawet dokończyć meldunku i krzykiem nakazali mu zrobić w tył zwrot i wracać do furmanki. Józef wykonał ich polecenie ale gdy wracał do furmanki ci zaczęli strzelać mu w plecy. Gdy padł na ziemię, oprawcy nadal strzelali w kierunku pozostałych lipińskich strażaków stojących przy furmankach. Ta sytuacja sprawiła, iż ochotnicy w popłochu rozbiegli się w różnych kierunkach pozostawiając ciało naczelnika na miejscu zbrodni. Gdy sytuacja się uspokoiła nasi strażacy wrócili po ciało swojego naczelnika a wtedy okazało się, że mordercy zdarli z niego ubrania i obuwie pozostawiając na polu nagie zwłoki.
4. W 1958 roku Zarząd OSP Lipiny Dolne otrzymał oficjalny list od Pana Józefa Pieczonki - emigranta z Kanady. W treści tego listu zawarte były dwie główne informacje, iż Pan Pieczonka ma zamiar wybudować szkołę w Lipinach Dolnych oraz zakupić dla naszych strażaków samochód wraz z pełnym wyposażeniem. Gdy wiadomość o liście i jego treści rozeszła się po okolicy, pomiędzy mieszkańcami Lipin Dolnych a mieszkańcami Lipin Górnych doszło do bardzo dużej kłótni, ponieważ wiele osób chciało aby za pieniądze Pana Pieczonki wbrew jego woli wybudować szkołę w Lipinach Górnych a nie Dolnych. Awantura nabrała tak dużych rozmiarów, że informacja o niej dotarła do Kanady. W zawiązku z powyższym do naszych ochotników dotarł kolejny list z za oceanu o następującej treści: szkoła ma być wybudowana w Polsce w miejscu, które ja osobiście wyznaczyłem, tj. w Lipinach Dolnych, ponadto Pan Pieczonka upomniał się o dwóch mężczyzn z Lipin, którzy byli mu winni po 6 000 zł. Oświadczył, że nie nalega na oddanie tych pieniędzy ale obydwaj dłużnicy w zamian za anulowanie długu muszą osobiście własnymi furmankami wozić lipińskich strażaków do akcji do czasu zakupu mechanicznego pojazdu pożarniczego. W odpowiedzi nasi ochotnicy odpisali, że szkoła stanie tam gdzie życzy sobie fundator a pieniądze, które są mu winni przeleją w całości na jego konto bankowe w Warszawie. Po upływie miesiąca z Kanady przyszła wiadomość, iż na konto bankowe w Warszawie Pan Pieczonka przelał kwotę 750 tys. zł. Wypłatą tych pieniędzy dla Lipiny osobiście zainteresowany był ówczesny Premier RP Józef Cyrankiewicz. Kwota w całości miała być przeznaczona na budowę szkoły i zakup pojazdu pożarniczego z wyposażeniem. Po rozliczenie tych pieniędzy z Lipin wyruszyła czteroosobowa delegacja w składzie: Deryło Szczepan, Dudek Adam jako strażacy oraz Jabłoński Stanisław i Grum Jan jako przedstawiciele szkoły. Powyższe fundusze zostały podzielone w następujący sposób: 350 tys. zł. na zakup samochodu wraz z wyposażeniem i dwóch pomp pożarniczych, pozostała kwota wydana będzie na budowę szkoły. Praktycznie od razu rozpoczęły się poszukiwania odpowiedniego samochodu a było to nie lada wyzwanie gdyż w tamtym czasie w naszym kraju takich pojazdów nie produkowano. Nieoczekiwanie z Komendy Straży Pożarnej w Warszawie do Lipin dotarła informacja, że odpowiednie auto znajduje się w Szczecinie. Od razu na miejsce wyruszył Szczepan Deryło i Komendant Powiatowy Straży Pożarnej w Biłgoraju Bardygan Mikołaj. Niestety, nie udało się dokonać zakupu, ponieważ wtedy pierwszeństwo pozyskania takiego wozu miały jednostki pożarnicze z województwa w którym znajdował się taki samochód do sprzedania i jakaś OSP z Pomorza skorzystała z tego prawa. Po raz drugi na polecenie Komendy z Warszawy w/w delegacja udała się do Jeleniej Góry, jednak tam wydarzyło się to samo co w Szczecinie i pojazd miał być sprzedany do lokalnej straży pożarnej ale tym razem nasi przedstawiciele "postawili" się lokalnym władzom i złożyli oficjalny protest do Warszawy. Bardzo szybko ze stolicy do Jeleniej Góry przyszła wiadomość, że samochód ma być sprzedany delegacji z Lipin Dolnych i ta decyzja nie podlega żadnym dyskusjom. Nieugięta postawa i wytrwałość dh Szczepana Deryły i Komendanta Powiatowego Bardygana Mikołaja sprawiły, że w dniu 20 czerwca 1958 r. na wyposażenie OSP Lipiny Dolne za 110 tys. zł. trafił mechaniczny pojazd pożarniczy marki Star. Samochód był bez wyposażenia, które dokupiono w późniejszym czasie za kwotę 130 tys. zł. pozostałe 110 tys. zł przeznaczono na zakup materiałów na budowę remizy.
5. 11 maja 1982 r. przez Lipiny Dolne przeszła potężna burza, która przerodziła się w trąbę powietrzną. Wiatr największych zniszczeń dokonał w środkowej części naszej miejscowości na odcinku od Tutki Józefa do Deca Józefa. Drzewa zostały wyrwane z korzeniami a budynki zrównane z ziemią, ponadto w lipińskim Kościele zawaliła się wieża. Następnie wiatr przemieścił się do Gozdu Lipińskiego gdzie uszkodził remizę strażacką.
Na koniec pragnę powtórzyć to co pisałem na wstępie. Powyższy tekst powstał w oparciu o własnoręczne zapiski prowadzone przez wieloletniego Naczelnika OSP Lipiny Dolne druha Szczepana Deryło a co najważniejsze było on osobiście obecny przy wszystkich w/w wydarzeniach.